środa, 22 listopada 2017

BARTEL


To nie nazwisko ani nazwa. W tym kontekście to handel wymienny i to wszystko w tym temacie. Zainteresowany wie, o co chodzi, a czytający … no cóż nie musi wiedzieć.
By stworzyć atmosferę tajemniczości zapakowałem go w czarne pudełko oraz wewnątrz w pergamin. Spoglądałem z uśmiechem jak otwiera pudełko i rozwija papier.  Wewnątrz był … nóż. Szwedzka MORA z laminowanej stali oprawiona w grenadil – czarne afrykańskie drewno, kość z nogi wielbłąda, czeczotę akacji i przekładki ze skóry. Jelec i głowica z alpaki. W czeczotę został zatopiony pin. Nóż został zaopatrzony w pochwę ze skóry garbowanej roślinnie szytą białym slamem i wykończony apreturę.
Wszystko (prócz głowni noża) wykonane ręcznie przez Fabrykę skóry
Zapraszam do galerii. Wygląd można ocenić na zdjęciach, co do ostrości musicie mi uwierzyć na słowo, że papier tnie w powietrzu jak brzytwa. 
Kto chce niech napisze komentarz, a kto nie chce niech nie pisze;)











niedziela, 29 października 2017

UTYLIZACJA ODPADÓW, czyli … wisior, brelok, breloczek – zwał jak zwał


Co zrobić z resztkami skóry jakie zostają nam po wielkogabarytowej produkcji? Coś co można wykroić z resztek, większych lub mniejszych takich jakie zostaną. Ja zbieram wszystkie, bo nie znasz dnia ani godziny, gdy zadzwoni telefon z propozycją: Słuchaj, a może byś …. , co? Masz jakiś pomysł? Pomysł był, później przeszedł modernizację, a potem po przespaniu się z „problemem” to znaczy z pomysłem wyszło jeszcze coś innego. Co? Zapraszam do galerii. Może być naprawdę indywidualny. Sam decydujesz jaki byś chciał kaliber łuski. Jeżeli tylko będziesz miał chęć posiadania czegoś takiego to do dzieła lub po prostu zadzwoń lub napisz do fabryki – polecam się do usług. Jak zwykle zapraszam do oglądania i komentowania.
A tak na marginesie zbliżającego się Hubertusa, to – Darz Bór dla kolegów z Polskiego Związku Łowieckiego i Hubert Darz kolegom  z Polish Bowhunting Association.
Czego i sobie życzę

Arek










czwartek, 12 października 2017

W NOWEJ SKÓRZE, czyli jak to z krzesłem było...


Podobno najtrudniej zaprojektować dobre krzesło. Właśnie wpadł mi w ręce kultowy projekt polskiego wzornictwa przemysłowego z lat 60 ubiegłego wieku - krzesło tapicerowane TYP 200-190 zaprojektowane przez profesora Rajmunda Teofila Hałasa i wyprodukowane przez Paczkowską Fabrykę Mebli po raz pierwszy w 1963 roku.Kawał historii i ponadczasowa konstrukcja z litego bukowego drewna. Postanowiłem je odnowić, bo jeżeli wytrzymały 50 lat to przeżyją i mnie. 
A więc było to tak...

Krzesło w oryginalnym malowaniu, z tapicerką naszytą na starą, z łuszczącą się farbą, lecz...z wielkim potencjałem. 










Zdemontowane oparcie i siedzisko. Proste rozwiązania montażu tych elementów do konstrukcji nie nastręczyły problemów. Do roboty...












Stara gąbka przestała istnieć. Pozostało się jej pozbyć, a podłoże przygotować do przyklejenia nowej...



Przy pomocy kleju w aerozolu do powierzchni siedziska i oparcia została przyklejona nowa gąbka i docięta na miarę. Gąbkę dobrze tnie się ostrym nożem. Ja wykorzystałem nóż do cięcia wykładzin...














Papierem ściernym, ręcznie i szlifierką oscylacyjną, a tam gdzie nie było dostępu ręczną cykliną pozbyłem się lakieru i bejcy koloryzującej elementy krzesła...







Wyczyszczone drewno zostało pokryte podwójną warstwą wosku do konserwacji mebli, a po wyschnięciu wypolerowane wełną stalową o gradacji 000...


















Oklejone nową gąbką siedzisko zostało obite nową tapicerką, a oparcie obszyte...
















 W nowej skórze, a raczej odsłonie. Całość zmontowana prezentuje się tak, jakby krzesło dopiero co zjechało z taśmy. Myślę, że profesor Hałas byłby dumny ze swojego dzieła. Stworzył ponadczasową konstrukcję, która nawet po 50 latach może się podobać.














niedziela, 24 września 2017

NIE SZYCIE, LECZ BYCIE, CZYLI ... SENTYMENTALNE WAKACJE


Zakochany w Bieszczadach od chwili, gdy w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku po raz pierwszy wysiadłem z autobusu i przez wiszący most nad Sanem wszedłem na teren obozu stanicy chorągwi katowickiej w Jodłówce (dzisiaj Dwerniczek). Wracałem tam na kolejne obozy harcerskiej operacji Bieszczady – 40 do końca liceum, a potem po piętnastu latach z małżonką i teraz znów po kolejnych dwudziestu. Ten sam most, ta sama droga, lecz niestety Burnatówki – wartowni harcerskiej już nie ma. Pozostał po niej tylko fragment murowanej ściany. Dzisiaj z perspektywy czasu, który upłynął od tamtych dni polany obozu wydają się jakby mniejsze, drzewa urosły i tylko San pozostał ten sam.
Zakapiorskie Bieszczady to ciężka praca, spartańskie warunki życia i srogi klimat. To chwile wytchnienia i zapomnienia o trudach dnia codziennego gdzieś w knajpie, może w „Siekierezadzie” (Siekierezada albo Zima leśnych ludzi. Film był kręcony w Cisnej), czasem w samotności częściej jednak w gronie towarzyszy też zakapiorów.
Jest w Bieszczadach swoistego rodzaju nacja ludzi zwanych powszechnie bieszczadzkimi zakapiorami. Zakapiory bieszczadzkie to między innymi Władek Nadopa, czyli Majster Bieda z piosenki Wojtka Belona „Skąd przychodził kto go znał, kto mu rękę podał kiedy, nad rowem siadał wyjmował chleb, serem przekładał i dzielił się z psem, tyle wszystkiego co z sobą miał – Majster Bieda”.
Zakapiory bieszczadzkie to ludzie twardzi, lecz o romantycznych duszach, artyści, rzeźbiarze, poeci, ludzie piękni jak anioły – Bieszczadzkie anioły, tak pięknie wyśpiewane przez Stare Dobre Małżeństwo „Anioły są takie ciche zwłaszcza te w Bieszczadach, gdy spotkasz takiego w górach wiele z nim nie pogadasz…”
Bieszczady nadal są dzikie, piękne i melancholijne. W Bieszczadach historia miesza się z legendami, a rzeczywistość z pogonią za wspomnieniami. W Bieszczadach znów jak kiedyś z Majdanu  „Jedzie bieszczadzka ciuchcia, stara i śmieszna troszkę, taką jeździł mój dziadek, ścigając babci pończoszkę…”, a w Lutowiskach, tak jak w latach 60-ubiegłego wieku znów stanęła stanica chreptiowska wtedy na potrzeby filmu (Pan Wołodyjowski) dzisiaj dla wygody turystów.
W Smolniku nadal stoi cerkiew, w której śluby składały harcerskie pary przysięgając sobie miłość po grobowe deski. Wtedy zapuszczona dzisiaj pięknie odnowiona zaprasza co niedzielę na mszę świętą.
Zielone wzgórza nad Soliną, deszcz w Cisnej i połoniny, Otryt, Komańcza i …… znów czekał będę by tam wrócić, jeżeli nie na jawie to we śnie – zakochany w Bieszczadach.


Wiszący most nad Sanem























Pozostałości "Burnatówki"


Polana stanicy 
Panorama Sanu
Cerkiew w Smolniku

 


Bieszczadzka ciuchcia w Majdanie



Klasztor w Komańczy

















Wszędobylskie bieszczadzkie anioły





















i Zakapiory





Jak na zdjęciu w Cisnej


Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej





Połonina Wetlińska










Zielone wzgórza nad Soliną o zachodzie słońca

Chreptiów w Lutowiskach







poniedziałek, 29 maja 2017

WAIDMANNSHEIL


Wir werden auf die Jagd gehen, die Jagd, mein Kamerad
Auf der Jagd, die Jagd, die Jagd
Zum grünen Eiche
mein Kamerad...

To fragment popularnej piosenki (mam nadzieję, że zrozumiale przetłumaczonej na niemiecki) często śpiewanej przez polskich myśliwych:
Pojedziemy na łów, na łów towarzyszu mój
Na łów, na łów, na łowy
Do zielonej dąbrowy
Towarzyszu mój…

A dlaczego po niemiecku? Ano „Fabryka skóry” dla jednego z niemieckich myśliwych oprawiła szwedzką klingę MORY i ze skóry garbowanej roślinnie, ręcznie wykonała pochwę. Biały slam i ciemno brązowa farba oraz apretura wykończeniowa dokonały reszty. Rączka noża to czeczota akacji, grenadil i przekładki z kości wielbłąda. Mam nadzieję, że mój niemiecki przyjaciel po strzelbie często będzie go używał, nie tylko przygotowując kiełbasę na grilla.


Waidmansheil meine Kamerad – Darz Bór przyjacielu 

Zapraszam do komentowania. I bez kadzenia proszę:)